Wyruszyliśmy z naszego gniazdka na os Akademickim. Towarzyszyło nam długo oczekiwane lato, więc nastrój na dzień dobry był mocno optymistyczny i przede wszystkim WAKACYJNY.
Po 2 godzinach jazdy dotarliśmy do granicy ze Słowacją w Chyżnem. Po zakupie winiety (14EUR--miesiąc), skierowaliśmy się dalej w kierunku granicy słowacko-węgierskiej w miejscowości Sahy. Po drodze zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie w Donovaly, w której mieści się centrum sportów zimowych, latem będące atrakcja dla rowerzystów górskich i miłośników parków linowych. I tu wydarzyła się pierwsza, warta odnotowania przygoda. Mianowicie wielce trafnym okazał się zakup apteczki pierwszej pomocy, gdyż Pati ciachnęła palucha przy krojeniu wybornej brzoskwini. Krew się mocno polała, ale od czego Zuch Grześ na posterunku :))) Po opatrzeniu rany ciętej kciuka ruszyliśmy dalej w drogę.
Pogoda się znacznie popsuła i nawet solidnie popadało. Bez większych problemów o godzinie 14.45 dotarliśmy do Sahy. Dzięki dobrodziejstwu strefy Szengen granice pokonaliśmy bez zatrzymywania się i udaliśmy się w kierunku Szeged położonego w pobliżu granicy z Serbią.
Droga przebiegała niezwykle sprawnie i szybko do czasu kiedy za Budapesztem zastał nas korek na autostradzie. Jadąc w ślimaczym tempie, mocno zbliżonym do prędkości jazdy w Krakowie w godzinach szczytu, przydarzyła się nam niemiła niespodzianka ze strony Fordzika. Po prostu padł i nie chciał odpalić. Widmo zeszłorocznej bułgarskiej Montany i okolicy stanęło nam w oczach. Wprawdzie okolica bardziej cywilizowana, ale jednak nie na takie przygody się nastawialiśmy się. Okazało się, że jak to w życiu bywa najprostsze rozwiązania bywają najlepszymi. Rozpięcie zasilania i ponowne podłączenie akumulatora zadziałało i można było jechać dalej.
Około godziny 19 dotarliśmy do granicy węgiersko-serbskiej. Mile zaskoczenie po 40 minutach ruszyliśmy w dalszą podróż już w Serbii.
Trasa przebiegała bez problemowo. Jedynie w okolicach Belgradu napotkaliśmy na utrudnienia remontowe w postaci objazdu na Nis. Nie przysporzyło nam to większych trudności, gdyż na bramkach na autostradę otrzymaliśmy ulotkę z informacją o objazdach. Samo oznakowanie trasy objazdu było bardzo czytelne i bez większego trudu przejechaliśmy stolicę i udaliśmy się w kierunku wspomnianego Nis.
Po serbskich drogach jechało się nad wyraz dobrze, ale około 23 po około 16 godzinach jazdy postanowiliśmy przenocować. Skorzystaliśmy ze sprawdzonego patentu z poprzedniej podróży do Bułgarii i noc spędziliśmy w samochodzie na jednej ze stacji benzynowych (220 km przed Nis). Jak się później okazało była to dosyć popularna miejscówka wśród innych podróżujących tranzytem przez Serbię.