Dzisiejszy dzień z założenia miał być luźniejszy. Obudziliśmy się o godzinie 9. Po śniadanku ruszyliśmy na najbardziej wysuniętego na południe punktu naszej podróży – Melnika. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od pieszej wędrówki w stronę Monastyru Rożeńskiego. Znowu trzeba było założyć górskie trepy, ale na szczęście już po raz ostatni. Po kilkuminutowym spacerze pod górę dotarliśmy do cerkwi Cyryla i Metodego, a zaraz potem ukazał się Monastyr Rożeński. Kameralność klasztoru, winogronowe baldachimy, drewniane balkoniki, kolorowe donice z kwiatami nadawały świątyni niezwykłego uroku. Napotkaliśmy tam „kwiat miłości” przywleczony z Sanoka do Krakowa w wersji XXL. Po opuszczeniu klasztoru ruszyliśmy w dalszą pieszą wędrówkę. Kolejnym celem były Melnickie Piramidy. Towarzyszył nam ogromny upał. Słońce nas nie oszczędzało czego skutkiem były kolejne bąble na naszych szyjach i ramionach (już nam zeszła skóra). Z racji temperatury wspinaczka chwilami była dosyć ciężka, ale ostateczny widok piaskowych piramid przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Ciekawe formy piaskowe przypominały potężne babki z piasku, a my czuliśmy się jak w ogromnym piaskowym wąwozie. Mieliśmy ochotę zostać pośród melnickich rzeźb dłużej, ale całotygodniowe zmęczenie i panująca duchota wygnały nas w kierunku samochodu. Przenieśliśmy się do odległego o parę kilometrów samego Melnika. Sam Melnik jest niedużym miasteczkiem (ponoć najmniejszym miastem Bułgarii), ale na pewno warto tu przyjechać. Przez miasto wiedzie właściwie jedna brukowana uliczka wzdłuż której ciągnie się wyschnięta rzeka. Po obu stronach znajdują się domki o typowej kamienisto – drewnianej zabudowie, a lokalne knajpki udekorowane są barwnymi kwiatami, tykwami, butelkami wina i glinianymi wazami. Po drodze odwiedziliśmy ruiny średniowiecznych cerkwi. Jak się okazało zabytkowy Melnik nie przez przypadek jest na światowej liście Unesco. Co by tradycji stało się za dość nabyliśmy tam wino produkowane w lokalnej winnicy. Po południu ruszyliśmy z powrotem do Bańska.
Po odpoczynku wybraliśmy się na jeszcze jeden spacer po Bańsku i ostatnią bułgarską kolację. Dziś udaliśmy się do restauracji położonej w ścisłym centrum, co jak się okazało było trafnym wyborem. Tym razem zamówione dania znakomicie podkreślały smak bułgarskiej kuchni, a muzyka na żywo nadała wieczorowi specjalnego wydźwięku. Po tak spędzonym wieczorze ruszyliśmy do hotelu, aby się spakować i przygotować do podróży.
Jutro ruszamy do domu z przystankiem na Węgrzech.