Dzisiejszy dzień okazał się dla nas prawdziwą próbą charakterów, ale od początku.
Wczoraj rozstaliśmy się z naszymi wiernymi czytelnikami ;)))))) w momencie, gdy udaliśmy się na posiłek. Tutaj spotkała nas niespodzianka. Cały hotel liczył jakieś 40 pokoi, z czego 2 były zajęte. Jeden przez nas, a drugi przez… zapoznanych w Borovcu Norwegów. Spotkaliśmy ich gdy wchodziliśmy na stołówkę. Oczywiście nie obyło się bez wspólnego posiedzenia przy zimniutkiej Zagorce (tutejsze całkiem niezłe pifko).
Mocno zmęczeni trudami dwóch poprzednich dni, do samego rana nie byliśmy pewni planów na nadchodzący dzień. Wahaliśmy się pomiędzy dniem relaksu okolicznym „mieście uzdrowiskowym” Sapareva Banya, a zdobyciem Majlovicy (2729m), u podnóża której znajdował się hotel, w którym spędziliśmy noc. Wygrała pasja zdobywania i na trasę wyruszyliśmy o 9 rano, posileni grzankami z lokalnym serem (owczym??).
Początkowo kierowaliśmy się niebieskim szlakiem prowadzącym do schroniska Majlovica położonego tuż przy górnej granicy lasu. Ścieżka wiodła wzdłuż potoku, którego kojący szmer towarzyszył nam w trakcie drogi. W oddali widniał odległy szczyt Majlovicy, który wydawał nam się wręcz nieosiągalny. Ale nawet nie dopuszczaliśmy myśli, żeby odpuścić i po krótkim odpoczynku przy chyży, ruszyliśmy dalej szlakiem poprowadzonym bardzo często wzdłuż koryta wspomnianego potoku. Dzięki temu mieliśmy możliwość delektowania się wodą o wyrafinowanym smaku pochodzącą z polodowcowych jezior. Dotarliśmy do symbolicznego cmentarza, tych którzy zginęli w górach. Następnie trasa stawała się bardziej wymagająca, gdyż na drodze napotykaliśmy coraz większe głazy, a także przewyższenia. Przeprawiając się wiele razy przez potok napotykaliśmy kolejne trudności w postaci śliskich kamieni. Jakby tego było mało nad naszymi głowami zaczęły pojawiać się niepokojące chmury. Po jakimś czasie dotarliśmy do Doliny Polodowcowej Jezior Eleńskich, gdzie ujrzeliśmy staw w połowie pokryty lodem. W obliczu niepewnej pogody i wciąż odległego szczytu rozpoczęliśmy wspinaczkę po dość stromym i skalistym zboczu. Momentami kamienie uciekały spod nóg, a i z siłą było coraz gorzej. U niektórych (tych więcej ważących) pojawiły się chwile zwątpienia, ale siła woli oraz motywacja ze strony płci pięknej, pomogły przezwyciężyć chwilową słabość i pozwoliły kontynuować morderczą wędrówkę.
Po wędrówce granią Majlovicy osiągnęliśmy szczyt, który okazał się być bliżej niż wyglądało to z dołu. Niestety wspomniany szczyt był pokryty chmurami i widoczność nie była najwyższych lotów, ale i tak mieliśmy wielką satysfakcję, że się tu wdrapaliśmy. Po zastrzyku energii (snickers) w zupełnie innych nastrojach ruszyliśmy w drogę powrotną. Nasz humor znalazł odzwierciedlenie w pogodzie, zaświeciło słońce, a chmury rozwiał orzeźwiający zefirek.
Droga powrotna przebiegała bez większych problemów, jednak ilość rozmaitej maści kamieni i głazów dała o sobie znak w postaci odbitych stópek. Od czasu do czasu oglądaliśmy się za siebie i ciągle trudno nam było uwierzyć w nasz wyczyn
Mocno utrudzeni dotarliśmy do kompleksu Maljovica, gdzie czekał na nas fordzik i podążyliśmy do kolejnego punktu naszego planu – Sapareva Banya. Miejscowość opisywana w przewodnikach jako duży kurort uzdrowiskowy w rzeczywistości okazała się niewielką mieściną , w której z wielkim trudem można było porozumieć się po angielsku. Całe szczęście udało się znaleźć całkiem sympatyczny hotelik w przystępnej cenie (z Internetem ). Problemy z komunikacją wpłynęły również na sposób podania naszej kolacji. Poszczególne części dań (ziemniaki, sałatka, mięso) podawano nam osobno w różnym czasie. Dobrze, że Zagorka została podana zimna i jako pierwsza.
Po mocno sycącej kolacji zrobiliśmy sobie krótki spacer po „uzdrowisku”, odwiedzając lokalny gejzer – jedyny na Bałkanach. Niestety intensywny „aromat” siary nie pozwolił nam tam długo pozostać.
Jutro przeniesiony dzień relaksu