Nasz nocleg w Saprava Banya nie był takim, jakiego się spodziewaliśmy. Mianowicie prawie całą noc towarzyszyły nam kocie arie, a od świtu głośny śpiew ptaków. Mimo wszystko pełni nadziei zeszliśmy na śniadanie, które okazało się być jedną wielką pomyłką, kosztującą nas cztery lewy. Nie mogąc dogadać się z kelnerką (recepcjonistką i kucharką w jednej osobie) zgodziliśmy się na zaproponowane kanapki. Niestety były one lodowate (domniemamy, że wyciągnięto je prosto z lodówki), z śmierdzącym wyrobem seropodobnym i szynką z żyłami. Nauczeni doświadczeniem na poranną kawę udaliśmy się już do centrum miasteczka, co było dobrą decyzją.
„Najedzeni” ruszyliśmy w kierunku pasma górskiego Pirynu. Opuszczając Riłę nie mogliśmy nie skorzystać z okazji zobaczenia Monastyru Rilskiego, jednego z najbardziej znamienitych zabytków Bułgarii, który jest największym klasztorem w kraju, a tym samym symbolem narodowej tożsamości. Trasa do monastyru wiodła cały czas pod górę pośród malowniczych lasów i niewielkich miasteczek. Po dotarciu na miejsce uiściliśmy opłatę parkingową w wysokości 4 lewów i udaliśmy się na dziedziniec klasztorny. Tam przekonaliśmy się, że przewodniki turystyczne nie przesadzając chwaląc piękno klasztoru, gdyż jego rozmiary i ciekawe wzornictwo ścienne zrobiły na nas wielkie wrażenie. Liczne balkony i drewniane ganki ozdobione kwiatami mogą być atrakcyjne, nawet dla mało entuzjastycznie nastawionych amatorów podziwiania sztuki sakralnej (patrz Greg ;) ). Podobała się nam również cerkiew świętej Bogurodzicy ozdobiona niezwykle kolorowymi freskami, a także średniowieczna wieża Chrelia. Nie dało się również nie zauważyć rysującego się w górującego w oddali szczytu Majlovicy.
„Ukulturalnieni” ruszyliśmy w stronę Bańska - naszego kolejnego przystanku. Samo miasteczko jest ponoć największym zimowym kurortem w Bułgarii, ale latem jest nieco uśpione. Przekonaliśmy się o tym spacerując po urokliwych wybrukowanych uliczkach, pośród typowych tutaj kamiennych domów z drewnianą nadbudówką. Podróż i spacer w upale (37 stopni w cieniu) zmęczył nas, dlatego postanowiliśmy ugasić pragnienie schłodzoną Zagorką i spróbować tutejszej kuchni w małej, ale sympatycznej knajpce. Chociaż ceny były nieco wyższe, jedzonko smakowało wyśmienicie.
Z pełnymi brzuchami udaliśmy się do naszego hotelu, gdzie po krótkim odpoczynku skorzystaliśmy z hotelowego basenu.
Jutro kolejny dzień naszej wyprawy. Głównym celem jest Vihren – najwyższy szczyt Pirynu.
Trzymajcie kciuki.